Zdjęcia, wrażenia i wspomnienia - usiłuję pozbierać, posegregować, scalić. Są jak rozrzucone puzzle.
Przywiozłam ich moc; z majestatycznych klifów Teneryfy, śniegiem pokrytego wulkanu Teide, z barwnego, pełnego ruchu i dźwięku zakończenia karnawału /spóźnionego w tym roku, dla nas - nieoczekiwanego daru losu!/, z wyprawy na spotaknie z delfinami, trekingu w przepięknym wąwozie Masca... Z bardziej dzikiej, zielonej, maleńkiej wyspy La Gomery, z tajemniczego lasu wrzosowego, w którym doświadczyć zdołałam skutków poziomego deszczu... Wciąż jeszcze słyszę zaskakujący język silbo, język gwizdów używany przez pierwotnych mieszkańców - Guanczów, a współcześnie chroniony i wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.
A mnie babcia uczyła, że gwizdać panienkom nie wolno!
Tyle, że ja babci - w tej kwestii - nigdy nie byłam posłuszna! Wolałam zdecydowanie towarzystwo ulicznych urwisów, niż grzecznych dziewczynek. Moze więc zagwiżdżę sobie teraz pięknie: dobranoc!
Nie możesz dodać komentarza.