„Wszystko jest chore. Chora jest polityka. Chora jest gospodarka. Chore są relacje międzyludzkie. Chore… chore… chore”… - słyszę.
– Istny lazaret!!!
A ja sobie myślę, że nie wszystko jest chore. Że wciąż jest wiele zdrowych dziedzin ludzkiego życia, relacji, pragnień. Mam za sobą dzień bogaty w doświadczenie wspólnoty pełnej wzajemnej miłości i dobra.
Przed chwilą wróciłam z domu mojej krakowskiej Siostry, w którym świętowaliśmy ogromną radość z osiemnastych urodzin jej syna. Przy bogato zastawionym - dzięki jej pracowitym dłoniom - stole, lampce szampana, cudownie brzmiących skrzypcach siostrzenicy, w gronie najbliższych /dzisiaj 30 osób + pies

/…
Z wielką miłością patrzyłam na jubilata, pięknego, prawie dwumetrowego bruneta, pragnącego żyć z pasją... Przed oczyma stawał mi tamten okruszek, którego życie uratowała szybka i sprawna interwencja kardiochirurgów ze szpitala dziecięcego w Prokocimiu…
Tak jubilat dzisiaj oznaczył moje miejsce przy stole

, a mógł inaczej...
Mógł nazwać mnie, jak kiedyś: "Zastępcą przestępcy". Bo taki tytuł przysługiwał mi wtedy, gdy wspólnie z nim zdobywałam Dziki Zachód zbudowany z klocków Lego. On, oczywiście, był szeryfem, ja mogłam zostać przestępcą! Kiedy oprotestowałam propozycję, tłumacząc mu, że nie lubię przestępców, bo to źli ludzie, po głębokim zastanowieniu mały wtedy dzieciak, przydzielił mi rolę zacnego "zastępcy przestępcy"...